5 września 2016

Zwierzęcy Instynkt - Rozdział 9

Cześć!
Mam nadzieję, że choć nie dodajemy zbyt regularnie to dalej czytacie i wam się podoba. Ucieszyłybyśmy się, gdybyście zostawili pod rozdziałem jakiś komentarz z waszą opinią.
Enjoy!

***

[Agnieszka]

   Obudziłam się w wielkim pomieszczeniu. Przypominało wyglądem psychiatryk, bo nie było w nim ani okien, ani drzwi. Poza tym, w pokoju nie było żadnych mebli, lamp bądź innych rzeczy. Wydawało mi się, że jestem w jednym wielkim pudle. Zaczęłam się rozglądać po pomieszczeniu. Czemu nie ma tu Klary i Mikołaja? Może to jakieś solo zadanie?
   Zaczęłam macać ściany, sprawdzając, czy nie gdzieś przypadkiem ukrytych drzwi, lecz niczego nie znalazłam. Badałam podłogę a potem nawet sufit, ale nie mogłam nic znaleźć. Zrezygnowana usiadłam na podłodze, mając nadzieję, że wpadnie mi do głowy pomysł na wydostania się z tego miejsca. Nagle kawałek ściany, na przeciwko, której siedziałam opadł, a kłębów tynku wyszli Mikołaj, Klara i... ja?!

[Klara]

   Kiedy znaleźliśmy Agnieszkę, myślałam, że ze szczęścia wyściskam ich wszystkich na śmierć, jednak tego nie zrobiłam. W mojej głowie narodziło się pytanie, na które pewnie niedługo miałam poznać odpowiedź.
   - Wygraliśmy! - ucieszył się Mikołaj.
   - Niby tak… Ale czemu nadal tu jesteśmy? - spytałam, choć wiedziałam, że mi na to nie odpowiedzą.
   - Nie wiem, ale wydaje mi się, że powinniśmy poszukać jakiegoś wyjścia, albo coś w tym stylu - stwierdziła Agnieszka, wskazując korytarz za mną.
   Pomyślałam, że może faktycznie powinniśmy sami poszukać wyjścia z tego przeklętego miejsca. Miałam tylko nadzieję, że nie spotka nas już żadna, nieprzyjemna niespodzianka.
   Zaczęliśmy szukać wyjścia, każdy sprawdzał najmniejszy milimetr ściany, czy podłogi. Jednak bezskutecznie. Idąc w głąb korytarza miejsce to było coraz bardziej zakurzone, więc zasłoniłam usta i nos dłonią. Nie chciałam się udusić przez głupie uczulenie, jednak wiedziałam, że samo zasłonienie ręką nie wiele pomogło. Po chwili czułam już piekące mrowienie w okolicach krtani i ciężej mi się oddychało.
   Kiedy zaczęło mi się kręcić w głowie, oparłam się o ścianę. Usłyszałam skrzypnięcie, co w pierwszej chwili zignorowałam. Dopiero gdy zrobiło mi się trochę lepiej, odwróciłam się i zaczęłam oglądać dokładniej ścianę. Nie wyróżniała się praktycznie niczym od innych, jednak dostrzegłam niewielką szparę. Ciągnęła się ona, tworząc prawie niewidoczny kształt drzwi.
   - Zobaczcie tu! - krzyknęłam, wskazując na moje znalezisko.
   Mikołaj chwilę się przyglądał, na co tak dokładnie pokazuję, po czym podszedł do drzwi i naparł na nie. Jednak te nie ruszyły się więcej, niż parę milimetrów. Wyglądały na naprawdę ciężkie.
   - Nie dam sam rady - stwierdził, odrywając się na chwilę od ściany. Spojrzał na nas, a po chwili dodał:
   - Pomożecie?
   Nie odpowiadając na pytanie, choć odpowiedz była oczywista, stanęłyśmy z Agnieszką obok jej brata.
   - Na trzy napieramy z całej siły, ok? - upewnił się Mikołaj, na co przytaknęłyśmy głową. - Okej… Raz… Dwa… Trzy…
   Zaczęliśmy pchać z całej siły drzwi, które z początku zaskrzypiały głośno, nie ruszając się prawie w ogóle, ale po chwili gwałtownie się otworzyły. Zachwiałam się, ledwo utrzymując się na nogach, jednak kiedy zobaczyłam, co czeka nas w kolejnym pomieszczeniu, miałam wrażenie, że zemdleję.
   - Jesteś kolejnym klonem, przecież już wygraliśmy - chciałam chyba przekonać samą siebie.
   Do Mikołaja nie dotarło prawdopodobnie nic, co powiedziałam, był za bardzo zszokowany. Zresztą… sama byłam w podobnym stanie. Znaleźliśmy prawdziwą Agę, więc co tu robiła kolejna? A może ta była oryginałem, a ta, którą znaleźliśmy po prostu była kopią idealną? Jak mieliśmy to rozpoznać?
   - K-klonem? - zdziwiła się. - I kim jest o-ona… znaczy ja…
   Wyglądała na mocno zdezorientowaną, co mnie jakoś bardzo nie dziwiło w takiej sytuacji.
   - Ja już nic nie rozumiem… - westchnęłam, siadając na podłodze.

[Agnieszka]

  Spojrzałam na tę trójkę zdezorientowanym wzrokiem. Kim jest ta dziewczyna, która wygląda jak ja?
   - Ja już nic nie rozumiem... - westchnęła Klara, siadając na podłodze.  
   - Hej, hej, hej... - ,,Agnieszka” zmarszczyła czoło - Kim ona jest? - spytała wskazując na mnie.
   - Ja... ja... - wyjąkałam niepewnie - To ja! Naprawdę!
   - To klon - stwierdził Mikołaj przyglądając mi się - Kłamie jak najęta.
   Poczułam jak uszy gwałtownie mi opadły. Mój własny brat mnie nie poznaje. No dzięki.
   - Czekaj - zastanowiła się Klara - Musimy je obie przetestować dla pewności.
   - Tylko jak...? - spytał retorycznie Mikołaj.
   Po tych słowach w pokoju nastała krępująca cisza, którą przerywały tylko ciche oddechy. Zdawało mi się, że słyszę brzęczenie ich mózgów, skupionych na wymyśleniu planu.
    - Chwila... - odezwał się Mikołaj i nagle oczy mu zabłysły - Aga, sorry, ale musisz wyjść - stwierdził i dość brutalnie wypchnął mnie z pokoju.
    Stałam w ciemnym korytarzu, w którym ledwo widziałam swoje ręce. To jest ten jego genialny pomysł? - nadąsałam się w myślach. Mam nadzieję, że tym razem mnie pozna... pomyślałam, drapiąc się po brodzie.
    Kilka minut później Klara zaprosiła mnie z powrotem do pokoju, natomiast kopię zostawiła w holu.
     - Okej - oznajmił Mikołaj, gdy weszłam do pokoju - Mamy do ciebie kilka pytań.
    Czułam się jak na przesłuchaniu. Mój brat wyglądał teraz jak komisarz, a Klara jak jego asystentka. Pomimo, że niczym nie zawiniłam, nieświadomie przełknęłam ślinę.
     - Jasne - stwierdziłam, starając się nadać mojemu głosu swobodną barwę.
     - Czego nie lubiłem najbardziej jeść w dzieciństwie? - spytał Mikołaj opierając się o ścianę.
    Zmarszczyłam czoło. Początkowo się zdziwiłam takim rozwojem akcji, ale po chwili odpaliłam:
   - Makaronu z twarogiem.
     Mikołaj nie dając jakiejkolwiek reakcji, wziął mnie w krzyżowy ogień pytań.
   - Co byś zrobiła, gdybym chciał się zabić?
   - Powstrzymałabym cię.
   - Co byś czuła patrząc na zdradę?
   - Zamknęłabym się w sobie.
   - Ile nasza matka jest młodsza od ojca?
   - Są w tym samym wieku.
   ,,Komisarz” uśmiechnął się triumfalnie.
   - Mamy to! Odpowiedziałaś na wszystkie pytania dobrze. To znaczy, że... - Mikołaj spojrzał na korytarz - ...ona jest klonem.
   - Co nią zrobimy? - spytała Klara marszcząc czoło.
   - No nie wiem... - stwierdził mój brat - Ostatnim razem wystarczyło odkrycie tych klonów...
   - Zaraz! - oznajmiłam i wybiegłam na korytarz.
   No tak! Przecież Klara i Mikołaj pokonali już swoje klony! To zadanie dla mnie!
  I wtedy mnie zamurowało. W ledwo oświetlonym korytarzu stałam ja. Stałam z spuszczoną głową, lekko popłakując. Czyli to tak wyglądam kiedy płaczę...? Nie wiem czym było to spowodowane, ale czułam się... Przytłoczona. Ktoś położył krzepiąco dłoń na moim ramieniu.
    - Będzie dobrze. Po prostu to powiedz - pocieszyła mnie Klara.
   Wciągnęłam powietrze i na jednym oddechu oznajmiłam:
    - Musisz stąd odejść.
   Zdążyła jeszcze na mnie spojrzeć z odległym bólem w oczach, a potem kawałek po kawałku zaczęła znikać. Robiła się od stóp do głów coraz bardziej przezroczysta, aż w końcu zniknęła całkowicie.
     - To koniec? - spytałam głosem wyprutym z emocji, ale zanim którekolwiek z nich zdążyło mi odpowiedzieć, z cichym pyknięciem zmaterializował się przed nami Johnson. Miał wypisany ogromny uśmiech na twarzy i zaczął klaskać.
     - Moje gratulacje, ssaki! - każdemu z nas ścisnął dłoń - Przechodzicie do następnego etapu!
    I zanim jakkolwiek zareagowaliśmy, spadłam na ulicę. Tuż obok mnie zmaterializowała się Klara, która wydawała się nie mniej zdziwiona jak ja. Dopiero teraz dostrzegłam wierszyk na bilbordzie:

       ,,Wszędzie są sobowtóry, klony,
        tylko sprytny może być ocalony.
        Wygrałeś drugie zadanie,
       wziąć udział w kolejnym jest ci dane.
       Na następne przygotuj się psychicznie,
      choć czekają Cię również prace fizyczne.
      Nie należy do pachnących kolejne wyzwanie,
     czarne prace czekają na twoje wykonanie.
  Powodzenia życzy D.J.”

     

[Klara]

   Pierwszym słowem, które powiedziałam nie był okrzyk radości, czy cieszenie się z tego, że wygraliśmy. Upadając na asfalt i prawdopodobnie ścierając sobie skórę na dłoniach, głośno powiedziałam:
   - Kurwa!
   Bardzo dojrzale, wiem.
   Podniosłam się, patrząc na dwójkę obok mnie. Mikołaj pomagał wstać swojej siostrze z ziemi, a ja w tym samym otrzepałam się z resztek kurzu na ciuchach. Tak jak myślałam, z rąk lekko leciała mi krew i zdążyłam zauważyć, że pokaleczyłam się nie tylko tu. Miałam zdarte kolana i czułam, że twarz też nie jest w dobrym stanie. Nawet nie wiedziałam, kiedy sobie to zrobiłam, ale moi towarzysze byli w podobnym stanie.
   - To co teraz? - spytałam, podchodząc w ich stronę.
   - Spójrzcie - Agnieszka wskazała palcem na billboard.
   W miejscu reklamy znajdował się krótki wierszyk, który musiałam przeczytać kilka razy, żeby dobrze go zrozumieć.
   - Będziemy sprzątać w oborze, czy co? - to była moja pierwsza myśl, na co wszyscy się zaśmialiśmy.
   - Mam nadzieję, że to nie będzie nic strasznego. Wiecie, “czarna praca”... - mruknęła Aga.
   - Nawet tak nie mów! - przerwałam jej.
   To co powiedziała skojarzyło mi się z zabijaniem, dlatego od razu wolałam jej przerwać.
   - Nie sądzę, żeby kazał nam robić… takie rzeczy - stwierdził Mikołaj i swoimi słowami udało mu się trochę mnie uspokoić.
   - Dobra, nieważne - Aga po chwili rozmyślań przerwała nasze główkowanie. - Powinniśmy wracać do domu.
   - Faktycznie, robi się późno - stwierdziłam, widząc że dookoła nas jest zdecydowanie mniej ludzi niż wcześniej i zrobiło się ciemniej.
   - Musimy jeszcze skoczyć do sklepu - Mikołaj zwrócił się do siostry, chwilę później patrząc na mnie. - Ale najpierw cię odprowadzimy.
   - Co…? Nie! Wiecie, to znaczy… Mogę pójść z wami do sklepu, też kupię kilka rzeczy - wymyśliłam wymówkę na poczekaniu, nie chcąc, żeby wiedzieli o tym, gdzie mieszkam.
   To nie tak, że wstydzę się bycia pospolitą “sierotą”. Naprawdę nie lubiłam współczucia, a oni są zbyt dobrymi ludźmi, żeby to zignorować. Dodatkowo teraz mieliśmy zbyt dużo rzeczy na głowie, żebym musiała im dokładać kolejną, a naprawdę nie chciałam, żeby było im przykro z mojego powodu.
   - Jak chcesz, to dobra… Chodźmy - zarządziła moja przyjaciółka.
   Ruszyliśmy w stronę najbliższego marketu, rozmawiając o przyziemnych rzeczach, jak szkoła. Dopiero w sklepie ucichliśmy, biorąc koszyki i pakując do nich różne rzeczy. Nie wiedziałam, co tak naprawdę mam kupić, i też na ile mnie stać, z tego co mam w kieszeni.
   Kiedy Agnieszka i Mikołaj odeszli na chwilę ode mnie, idąc po coś z tylnych regałów, pomyślałam, że mogłabym kupić coś dzieciakom z sierocińca. Podeszłam do działu ze słodyczami i rozejrzałam się za rzeczami, które można kupić tanio i dla wielu osób. Postawiłam na żelki, więc wzięłam z cztery paczki, choć wiedziałam, że nie starczy im to nawet na jeden dzień.
   W ostatnim momencie przypomniało mi się, że miała do nas dołączyć nowa dziewczynka. Przez liceum nie udało mi się jej jeszcze spotkać, więc nie wiedziałam, co lubi. Wiem o niej tylko tyle, że jest nieśmiała i ma około sześć lat. Postanowiłam jej kupić jakiegoś kucyka, bo kto w tym wieku nie lubi kucyków? Miałam nadzieję, że nie ona.
   Z moimi zakupami podeszłam do kasy. Na rodzeństwo postanowiłam poczekać przed sklepem, chociaż… Nie wiem, czy nie wolałabym uciec. Jak miałabym się wykręcić, żeby mnie nie odprowadzili? Nie chciałam ich więcej okłamywać.
   - Hej, uciekasz? - usłyszałam za mną głos przyjaciółki, kiedy właśnie kładłam rzeczy na taśmę.
   - Hahah, zabawne - zaśmiałam się. - Nie wiedziałam, ile wam zejdzie, więc chciałam poczekać na zewnątrz.
   - Wszystko mamy… A po co ci kucyk? - spojrzała na mnie. - I sporo tych żelków… Jakbyś chciała wykarmić gromadkę dzieci.
   Zaśmiałam się na jej słowa. Nie chciałam upewnić jej, że trafiła w dziesiątkę.
   - To dla siostry - zaskakiwało mnie to, z jaką łatwością ją okłamuję.
   - Nie wiedziałam, że masz siostrę - mruknęła, nic więcej nie dodając.
   W tym samym momencie nadeszła moja kolej, a kasjerka skasowała wszystkie moje zakupy. Spakowałam je do plastikowej torby i zapłaciłam odpowiednią sumę.
   Chwilę po mnie i rodzeństwo skończyło swoje zakupy, których mieli o wiele więcej. Odeszli od kasy do małych stoliczków, żeby móc w spokoju wszystko popakować. Usłyszałam niedaleko kas jakieś zamieszanie przy kasach, ale nie zwróciłam na to uwagi.
   - Dobra, to chyba tyle… - mruknął Mikołaj, biorąc na siebie wszystkie siatki i idąc w moją stronę, tak samo jak Aga.
   - Czy teraz możemy cię odprowadzić? - spytała Aga.
   Szliśmy chwilę w ciszy, póki nie wyszliśmy ze sklepu.
   - Chyba nie wstydzisz się twoich przyjaciół? Odnoszę wrażenie, jakby tak było… - stwierdził Mikołaj, na co mi w gardle powstała niewielka gula.
   - N-nie, to nie… Nie wstydzę się was, to naprawdę nie tak…
   - To jak? - zapytał.
   Zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować, choć nawet nie wiedziałam co odpowiedzieć, poczułam jak ktoś mnie popycha. O mało co nie spadłam ze schodków, ale w ostatnim momencie złapał mnie Mikołaj, dzięki czemu odzyskałam równowagę. Jednak poczułam się trochę niekomfortowo, jak stał tak blisko mnie, więc odsunęłam się patrząc w stronę kogoś, kto mnie popchnął.
   Po chwili skapnęłam się, że pobiegło za nim kilkoro ludzi, a on uciekał, popychając innych tak jak mnie na swojej drodze. Ktoś krzyczał za nim, że ma coś oddać, a nawet ochrona wyleciała za tym mężczyzną. Dopiero w chwili, kiedy ktoś zawołał “złodziej”, zrozumiałam co się dzieje.
   Nawet nie wiem kiedy ruszyłam się z miejsca. Niemal odruchowo pobiegłam za złodziejem. Usłyszałam za sobą krzyk Agi, żebym wróciła, bo może mi się coś stać, ale nie posłuchałam. Niewytłumaczalnie szybko znalazłam się za przestępcą. Był szybki, jednak ja byłam szybsza. Możliwe, że to przez te moce, które dostaliśmy jako zwierzęta?
   Nie miałam czasu, żeby się nad tym dłużej zastanowić. Złapałam mężczyznę za tył czarnej bluzy i z trudem, pociągnęłam, przez co upadł. Nie wiedząc jak dalej go zatrzymać, usiadłam na nim, mając nadzieję, że ktoś mi zaraz pomoże. Sama na pewno nie dałabym dłużej rady.
   Okazało się, że Mikołaj biegł za mną. Niemal natychmiast znalazł się obok złoczyńcy, zabierając mu siatkę, którą ukradł. Podał mi ją, gestem nakazując, żeby się odsunęła. Zrobiłam co mi polecił, a on w tym czasie przygwoździł złodzieja do ziemi, trzymając ręce za jego plecami, co wyglądało rodem z filmu kryminalnego.
   - Nie strasz mnie tak - powiedział Mikołaj poważnym tonem. - Bałem się, że coś ci się stanie.
   Nie odpowiedziałam nic na to wyznanie, choć szczerze się zakłopotałam. Zrobiło mi się dziwnie miło na myśl, że chłopak się o mnie martwił.
   Ludzie dookoła nas przyglądali nam się z uwagą, a Agnieszka podbiegła do mnie, upewniając się, że nic mi się nie stało. Niedługo po tym przyjechała policja, a za nią reporterzy, którzy otoczyli mnie i Mikołaja, zadając miliony pytań. Jeden z policjantów podziękował nam za tak szybką interwencję i pogratulował odwagi. W tym samym momencie, kiedy drugi z nich wepchnął do radiowozu złodzieja, podeszła mnie jakaś kobieta. Po głosie rozpoznałam, że to ona została okradziona, więc szybko oddałam jej torbę.
   - Dziękuję ci, dziecko, naprawdę nie wiem, jak się odwdzięczyć - powiedziała, zaglądając gorączkowo do siatki, żeby się upewnić, czy nic nie zaginęło.
   - Nie trzeba - uśmiechnęłam się, próbując znaleźć przyjaciół w tłumie.
   - Kupiłam kilka ważnych rzeczy, w tym rzeczy dla wnuczki… Trzymaj, kochana - starsza pani nawet nie czekając na moją odpowiedź, wepchnęła mi coś do ręki.
   Nie mogąc odmówić, podziękowałam, za co dostałam ogromny uśmiech staruszki, która po chwili zniknęła za grupą reporterów.
   Co do nich, musiałam szybko znaleźć Mikołaja. Poszukałam go wzrokiem, co nie było łatwe, bo mnie samą napadli ludzie z dziesiątkami pytań. “Czemu to zrobiłam?”, “czy znam tą kobietę?”, “co mną kierowało?”, “czy jestem z chłopakiem, który mi pomógł?”... Takich pytań w ciągu ostatnich kilku minut usłyszałam na pęczki.
   Poddając się z poszukiwaniami, znalazłam swoje zakupy, które puściłam gdzieś pod sklepem i powoli odeszłam. Jedyne, co chciałam teraz po tej gonitwie, to znaleźć się w końcu w domu. Na szczęście jutro był weekend. Miałam tylko nadzieję, że przyjaciele nie będą mieli mi za złe tego, że nie powiedziałam o tym, że wracam.