17 lipca 2016

Zwierzęcy Instynkt - Rozdział 7

Halo, halo! Przepraszamy za... 10 dni nieobecności? Ups... XD To wszystko przez wakacje, wiecie, nie wiadomo jaki jest dzień tygodnia i te sprawy... Przypał. Ale już jest!!!one!1! Jeśli Ci się spodobało, nie zapomnij skomentować! :3 Zresztą, jak Ci się nie spodobało, też możesz skomentować :D

[Mikołaj]

   Leżałem w łóżku już z dobry tydzień. Przez większość czasu po prostu wpatrywałem się w ścianę, rozmyślając nad wszystkim, co się ostatnio działo, ale na dobrą sprawę, nie wynikło z tego nic. Kiwałem nogą w rytm piosenki “Nothing Else Matter”, która leciała właśnie w słuchawkach.
   Przerwał ją dopiero dźwięk powiadomienia. Odblokowałem ekran telefonu i zobaczyłem wiadomość, od kolejnego widza z YouTube’a. Takich wiadomości dostawałem ostatnio coraz częściej, “Gdzie zniknąłeś?”, “Nie ma cię już prawie miesiąc”, “Będziesz jeszcze nagrywać?”. Sam tęskniłem za nagrywaniem. Robienie vlogów to było coś, co mi wychodziło, a niewiele jest takich rzeczy. A teraz nawet tego nie mogę robić. Nie mogę się pokazać na mieście, ani w internecie. Gdyby nie te cholerne uszy…
   Postanowiłem jednak nagrać film. Krótki film z przeprosinami, uszy zasłonię kapturem, przecież nikt nie zauważy, prawda?
   Wstałem i sięgnąłem po kamerkę, stawiając ją na statywie. Złapanie ostrości poszło całkiem szybko, ponieważ za mną była tylko ściana z kilkoma obrazkami, fanart’ami od widzów. Założyłem kaptur, upewniając się w lustrze, że dokładnie zakryłem uszy i włączyłem nagrywanie.
   - Cześć, z tej strony Mikołaj. Nie było mnie dosyć długo, prawie miesiąc, a to jednak trochę i chciałbym was za to przepro…
   To się równa x plus 3 ułamek x - 6… Tak! To było proste.
   - ...co? - zapytałem sam siebie, po tym co usłyszałem. Ten głos… To na pewno Agnieszka, ale przecież nie ma jej w domu.
   I nici z nagrywania - pomyślałem i wyłączyłem kamerkę.
   Ale co to było? Jej myśli? W ostatnim czasie wydarzyło się tyle, że nie zdziwiłoby mnie, gdybyśmy słyszeli swoje myśli nawzajem.
   Kurczę, Aga na pewno by to wiedziała. Gdyby tak… Kur… Ona zawsze musi patrzeć, kiedy chcę ściągnąć?  Zaśmiałem się, słysząc myśli Klary, ale po chwili spoważniałem, uzmysłowiając sobie jedno. Czytałem właśnie w myślach. Ale… Ale jak?!
   Nie zdejmując kaptura, wyszedłem z domu, zamykając uprzednio drzwi na klucz. Musiałem się w tej chwili przewietrzyć, a przynajmniej nic lepszego do zrobienia nie wpadło mi do głowy. Szedłem zapełnionym ludźmi chodnikiem. Nikt nie zwracał na mnie uwagi, a jak już ktoś spojrzał w moją stronę od razu odwracał wzrok. Przez ten kaptur wyglądałem co najmniej, jakbym chciał okraść spożywczak albo monopolowy.
   Po jakimś czasie wszedłem do pierwszego lepszego marketu. Wziąłem z półki energetyka i postawiłem go na taśmie. Gdy kolejka zniknęła i przyszła moja kolej, sprzedawczyni spojrzała na mnie sceptycznie. Ostrożnie skasowała mi to nieszczęsne picie i podała cenę. Kładąc przed nią odliczoną sumę i zabierając swój zakup, od razu go otworzyłem i wypiłem prawie połowę na raz. Wychodząc ze sklepu poczułem jak coś łapie mnie za… ogon?
   Boże, ogon… Kompletnie o nim zapomniałem. To nie przez kaptur na mnie dziwnie patrzyli… Jak mogłem być takim idiotą?
   - To plawdziwe? - zapytał jakiś chłopczyk.
   - Oczywiście, że nie - powiedziała jakaś kobieta, prawdopodobnie matka dziecka. - Chodź już, nie zawracaj panu głowy.
   I jak by tu powiedzieć, że to prawdziwy ogon?
   Nie wiedzieć czemu, wychodząc ze sklepu poczułem się strasznie głupio i było tak, dopóki nie dotarłem do domu. Ściągnąłem po drodze kaptur, przecież już nie było sensu zakrywać uszu. Dopiero po wejściu do mieszkania mogłem odetchnąć z ulgą. Nie na długo, bo chwilę po tym, jak usiadłem na kanapie w salonie, znów usłyszałem czyjeś myśli?
   Czemu ona pyta o Mikołaja...?
   W tym momencie tak bardzo żałowałem, że nie umiem czytać w myślach, kiedy chcę i komu chcę, a było to losowe. Klara, z tego co się domyśliłem, pytała o mnie, a ja nie wiem, co ona myśli? Może być dziś jeszcze gorzej?
   Chociaż nie mogłem ukryć, że poczułem niezrozumiałe ciepło, na samą świadomość tego, że Klara o mnie pomyślała. Nie czułem się tak odkąd poznałem… Olę.
   Niecałą godzinę później Agnieszka wróciła do domu. Stałem w drzwiach salonu, chcąc zapytać ją o tyle rzeczy, ale kiedy przyszło co do czego, to nie wiedziałem jakie zadać pierwsze pytanie. W ogóle nie mogłem się wysłowić, co chyba zdarzyło mi się pierwszy raz, ale byłem po prostu zbyt... szczęśliwy? Nie wiedziałem nawet, dlaczego, ale po prostu miałem dobry humor, co poradzić.
   Oj, Mikołaj, doskonale wiesz, czemu… - ta myśl zagościła w mojej głowie, ale szybko się jej pozbyłem.
   - Co chcesz? - spojrzała na mnie kpiąco, ale uśmieszek na jej twarzy zdradzał, że śmieszy ją moje zmieszanie.
  Weszliśmy do kuchni, gdzie usiadłem przy stole, a Aga wstawiła wodę na herbatę.
   - Chyba… mam moc, czy coś w tym stylu...
   - Co? Jaką moc? - zainteresowała się.
   - Chciałem dziś nagrać odcinek - widziałem zdziwienie na jej twarzy, ale nie przerwała i dała mi kontynuować. - I już go nagrywałem, gdy usłyszałem ciebie. Cieszyłaś się, że obliczyłaś jakieś działanie z ułamkiem, czy coś, ale to było takie…
   - Dziwne - jednak mi przerwała.
   - Chciałem powiedzieć co innego, ale to też pasuje.
   - Słyszałeś coś jeszcze? - spojrzała na mnie pytająco, unosząc jedną brew do góry w zamyśleniu.
   - Klara chciała od ciebie ściągnąć i… - zawiesiłem głos, zastanawiając się czy powiedzieć jej o trzeciej myśli.
   - I? - pospieszała mnie, siadając na przeciwko z kubkiem herbaty w dłoni.
   - Mówiłyście o mnie? Z Klarą?
   - Skoro pytasz, to dużo nie usłyszałeś… I dobrze, nie powiem ci nic więcej, ale…  - zamyśliła się. - Czytasz w myślach?
   - Na to wygląda - westchnąłem. - Nie wiem, czy się z tego cieszyć, czy nie. Nigdy nie marzyły mi się super moce.
   - Nigdy? Mam ci przypomnieć jak w dzieciństwie… - zaczęła, ale wszedłem jej w słowo.
   - Dorosłem, a to poważna sprawa, Aga. A ty masz jakąś moc?
   - Nie… - mruknęła jakby zawiedziona.
   - Myślisz, że da się to kontrolować?
   - Nie wiem, spróbuj - stwierdziła, biorąc łyk herbaty.

[Agnieszka]
 
   - To było proste... Sprawdziany tutaj zawsze są takie proste? - przeciągając się spytałam Klary. Właśnie wyszłyśmy z budynku.
   - Żartujesz sobie ze mnie? - spytała rozpaczliwym tonem - 5 zadanie było masakryczne... Nie miałam pojęcia, co tam zaznaczyć...
   - W 5? Trzeba było wyciągnąć pierwiastek, a potem podstawić to pod działanie... - mruknęłam wykręcając nadgarstek.
   - Serio?! - spytała zatrzymując się gwałtownie. - No nie, nie wyciągnęłam pierwiastka...
   Jak tak stała załamana, zrobiło mi się jej żal.
   - Nie martw się, sama mi mówiłaś, że Kropidłowski jest pobłażliwy.
   - Kto wie... - spojrzała na mnie nieprzekonanym wzrokiem.
  Idąc tak przez chwilę w ciszy usłyszałyśmy czyjś głos z naprzeciwka.
   - Klara? - krzyknęła blond dziewczyna z naprzeciwka.
   - Kalina! - zawołała moja przyjaciółka, rozchmurzając się - Co ty tu robisz?
   - Dostałam wypłatę - dziewczyna potrząsnęła swoją torebką - Idę kupić wszystko co się da i idziemy robić imprezę u Pawła!
   - Super! Czuję się jak kaktus, już tak dawno nie piłam...
   Stałam trochę wycofana i przyglądałam się moim trampkom. Czemu zawsze mi tak trudno rozmawiać z ludźmi?
    - Ogólnie, to jak powiedziałam Pawłowi to kazał mi kupić trochę alko... O! - chyba dopiero teraz mnie spostrzegła - Ty jesteś Aga, nie?
    - Ta, cześć - odpowiedziałam niepewnie.
    - Jak masz czas to też wpadnij około dwudziestej - dziewczyna podała adres, pożegnała się i poszła dalej. Gdy oddaliłyśmy się na tyle, że nie mogła nas usłyszeć poprosiłam:
    - Błagam cię, ja nie chodzę na imprezy, w ogóle nie piję alkoholu, poza tym... Ty wiesz, że ja nie jestem duszą towarzystwa...
    Spojrzała na mnie dziwnie.
    - Zawsze taka byłaś? W sensie nieśmiała...
   Zaskoczyła mnie.
    - W sumie to nie... Mikołaj zawsze się mną opiekował jak byłam młodsza i dzięki niemu z łatwością poznawałam ludzi... Ale potem zaczął się robić nieznośny, no wiesz okres buntu i tak dalej... A ja zamknęłam się w sobie.
    - A jaki on jest? Zawsze ci dokuczał? Co lubi najbardziej? - zaczęła wypytywać przyjaciółka.
   Czemu ona pyta o Mikołaja? Podniosłam brew.
    - A co? Podoba ci się?
    - Co? Nie - zaśmiała się.
    Aż do dotarcia do akademika nie poruszała tego tematu. Pożegnałam się i życzyłam jej dobrej imprezy.

***

    - Dorosłem, a to poważna sprawa, Aga. A ty masz jakąś moc?
   - Nie… - mruknęłam zawiedziona.
   - Myślisz, że da się to kontrolować? Czytanie w myślach...
   - Nie wiem, spróbuj - stwierdziłam, biorąc łyk herbaty. Nie wiem czemu, ale byłam zażenowana tym, że on mógł sobie czytać w myślach, a Klara potrafiła przenikać rzeczy kompletnie nieświadomie. Szybko dopiłam gorącą jeszcze herbatę. W tym momencie koniecznie chciałam zakończyć tą rozmowę.
    - Spróbuj nauczyć się to kontrolować. Czuję się głupio, wiedząc, że możesz sobie od tak przeczytać w moich myślach - powiedziałam o wiele oschlej niż miałam zamiar.
    Zamknęłam się w pokoju zacisnęłam pięści, tak, że zbielały mi knykcie. Dlaczego tylko ja nie mamy tych cholernych mocy?! Pierdolony czarnuch. Co on sobie myśli?! ,,Temu dam czytanie w myślach, tej dam niematerialność, a tej... a dobra, nie chcę mi się” Co za głupi murzyn, no nie mogę...
    Otworzyłam zeszyt i z gniewu zaczęłam notować złośliwe uwagi pod adresem Deana.

***

   Następnego dnia, gdy już ochłonęłam, szłyśmy z Klarą po mieście, włócząc się bez celu. Panowała niezręczna cisza, gdy na pobliskim bilbordzie zauważyłam coś dziwnego.
To już przekracza wszelkie granice...

7 lipca 2016

Zwierzęcy Instynkt - Rozdział 6

Hej!
Przed wami już kolejny rozdział Zwierzęcego, jak na razie się podoba?
Z chęcią wysłuchamy opinii osób, które jeszcze nie komentują, a czytając. Jeśli nie wiecie co napisać, wstawcie w komentarzu fragment, który najbardziej wam się dziś podobał.
Żeby was nie zanudzić, już kończę, życzę miłej lektury ^^ ~AmebaQ

***

Rozdział 6

[Agnieszka]

   To chore. Johnson jest psychopatą. Czytałam tekst kilkanaście razy, ale nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Chociaż... z drugiej strony... przetrwałyśmy... Nie będziemy zwierzętami...! No cóż... na razie. W takim razie...  Ktoś musi zostać zwierzakiem zamiast nas... To straszne...
  Z rozmyśleń wyrwał mnie znajomy głos.
  - Co to jest?
 Odskoczyłam zaskoczona i odwróciłam się. Przez ramię zaglądał mi Mikołaj. Na głowę nałożył obszerny kaptur, ale ogon... wystawał spod ciemnej bluzy. Rozejrzałam się gwałtownie. Widziałam bardzo dokładnie, mimo ciemnego nieba.
  - No proszę, proszę kogo tu przywiało... Myślałam, że zamierzasz spędzić resztę życia w swoim pokoju... - zakpiłam przyglądając się mu od stóp do głów.
  Naburmuszył się trochę i spojrzał na mnie z wyrzutem.
  - Ten czarnuch  kazał nam znaleźć jakąś podpowiedź, nie? No więc pomyślałem, że im szybciej, tym lepiej...
  - Tak, mądralo, szkoda, że już znalazłyśmy ją za ciebie... - wręczyłam mu notkę.
  Klara przyglądała się nam z ciekawością. Szczególnie przypatrywała się Mikołajowi.
  - Och, no właśnie... Wcześniej chciałam ci powiedzieć o trzeciej osobie... Ale ty wolałaś biegać za bachorem...
  Klara zarumieniła się gwałtownie, ale wytłumaczyła:
  - No i wyszło nam to na dobre, prawda? - uśmiechnęła się krzywo.
  Prychnęłam.
  - Rzeczywiście... No ale wracając do trzeciej osoby to... tak, Klaro, to mój od siedmiu boleści brat Mikołaj, Mój od siedmiu boleści bracie, to jest Klara, moja przyjaciółka.
  Podali sobie ręce, a w oczach Klary zapłonęły ognie. Mikołaj zaczął nam się przyglądać.
  - Fajne macie uszy... - w jego głosie było czuć nutkę kpiny.
 - Spostrzegawczy jesteś, nie ma co - stwierdziłam, przygładzając nerwowo uszy -  Ty pewnie też masz, co? - i nie czekając na jego reakcje zrzuciłam mu kaptur z głowy.
 Z jego ciemnobrązowych włosów wyrastały czarno-białe oklapnięte uszy psa. Wymieniam z Klarą znaczące spojrzenia i nie mogąc wytrzymać parsknęłyśmy śmiechem.  
 - Zabiję cię! - warknął Mikołaj zasuwając z powrotem kaptur.
 Śmiejąc się, wyszliśmy z parku. Mikołaj ni stąd, ni zowąd zaproponował, aby odprowadzić Klarę. Spojrzałam na niego podejrzliwym wzrokiem.
 - Czemu tak nagle? - tu zniżyłam głos i upewniłam się, że Klara jest przed nami i nie podsłuchuje - Czy ona ci się spodobała?
  Pod ciemnym kapturem postrzegłam czerwone plamy na policzkach.
  - Nie! Po prostu chodźmy - przyspieszył tępa i zrównał się z Klarą.
 Zaśmiałam się i ich doścignęłam.
 Po dłuższej chwili spaceru Klara odwróciła się gwałtownie i na jednym oddechu oznajmiła:
 - No to możemy już się rozdzielić, ja tam mieszkam, więc...
 - Czemu? Nie ma problemu, możemy cię odprowadzić... - mruknęłam.
 - Nie! - stwierdziła wyglądając na zakłopotaną - Naprawdę nie ma takiej potrzeby...!
 - Jak chcesz... - stwierdziłam i pociągnęłam Mikołaja za rękaw.
 Klara szybko oddaliła się w przeciwnym kierunku. Brat patrzył jeszcze jak odchodzi z lekko rozchylonymi ustami. Pociągnęłam go za kaptur i oznajmiłam:
 - Przestań się tak na nią gapić, stalkerze i chodź! - rozkazałam.
 Szybko naciągnął kaptur na głowę i syknął:
 - Mówiłem ci, żebyś mi go nie zdejmowała!
 - Możesz go zdjąć, i tak tu nikogo nie ma - prychnęłam.
 Przewrócił tylko oczami. Gdy dotarliśmy do domu, szybko pognałam na górę i wyjęłam klucz z zamka w pokoju Mikołaja.
 - Teraz już się nie zamkniesz - uśmiechnęłam się pod nosem i schowałam go w szufladzie, pomiędzy stanikami.
*Tydzień później*

  Skończyłyśmy lekcje, a ja wywijałam wściekle ogonem.
 - Kiedy Johnson ma zamiar usunąć nam te uszy i ogony? Mam już dość tych wszystkich kpin z każdej strony! No błagam! Musimy coś z tym zrobić... Trzeba zebrać wszystkich członków... i wtedy zrobimy strajk! To, że jakiś psychopata wymyślił sobie, że zrobi super grę, nie znaczy, że my się mamy na to zgodzić... Mam tego dość! - prawie się rozpłakałam ze złości.
 Klara przysłuchiwała się mi w milczeniu.
 - Myślę, że masz rację. Możemy ogłosić strajk... Ten człowiek to psychopata, nie wiadomo, co jeszcze może wymyślić!
 Wracałyśmy do domu wykrzykując najgorsze wyzwiska pod adresem Johnsona.
 Przed skrzyżowaniem Klara pożegnała się i poszła w swoim kierunku. Wracając do domu nadal wywijałam ogonem i nagle... wszystko stało się nagle wielkie, a ja sama nie mogłam ustać na nogach.
 Co jest? - chciałam mruknąć, ale z mojego gardła wyrwało się ciche miauknięcie. Co? Nie, nie, nie... Ja nie mogę... Przecież miał dotrzymać umowy! Nie mów mi, że jednak nie zrobiłyśmy pierwszego zadania! Nie... Ta podpowiedź była dobra... W takim razie... czemu jestem kotem do cholery? A Klara? Czy ona jest królikiem?                              Pomknęłam w kierunku szkoły. Trzeba przyznać, że jako kot byłam dwa razy szybsza niż normalnie...

[Klara]

Nie chciałam, by Agnieszka, a tym bardziej jej brat wiedzieli, gdzie mieszkam. Już dawno oswoiłam się z myślą, że nie mam normalnej, całej rodziny, ani domu, w którym mogłabym ją powitać. Nigdy nie wstydziłam się tego, że wychowałam się w domu dziecka, jednak teraz było jak dla mnie za wcześnie, żeby powiedzieć o tym Adze.
Dlatego, kiedy dziewczyna chciała mnie odprowadzić pod sam dom, starałam się przekonać ją, że nie musi. Poczułam ogromną ulgę, kiedy mi się to udało. Było zimno i ciemno, a po opuszczeniu tej dwójki poczułam się tak jakby… samotna?
Gdy w końcu dotarłam do swojego pokoju, nie mogłam przestać rozmyślać nad tym całym bagnem, w którym się znalazłyśmy. Nie potrafiłam się skupić na jednej rzeczy; przez głowę przelatywało mi milion myśli, o Deanie, o następnych zadaniach, o Mikołaju, o tym, że mogę stać się królikiem na zawsze, a przecież jeszcze dochodzi do tego nauka i praca, by pomóc opiekunkom w sierocińcu. Pojawiało się coraz więcej obowiązków i pytań, a tak mało czasu i rozwiązań.
Zaraz… Myślałam o Mikołaju?
Zastanawiałam się jaki on jest. Co robi na co dzień, czy ma dziewczynę… głupio było pytać o to Agę, a z nim widziałam się przecież tylko raz. Czy powinnam myśleć o takich rzeczach?
 - O, cześć - ktoś... pochylił się nade mną?
 Cześć - chciałam odpowiedzieć, ale mój głos… nie było go. Zamiast tego wydałam z siebie ciche prychnięcie.
Rozejrzałam się wokół, ale wszystko stało się o wiele mniejsze; byłam na wysokości pierwszej szuflady od dołu komody, stojącej na korytarzu, a sięgałam ledwo do połowy nogi od krzesła.
 Co się dzieje?
 - Zgubiłeś się, mały? Pewnie jesteś Klary, co? - dziewczyna podniosła mnie na ręce. Przyglądając się bardziej rozpoznałam w niej moją znajomą, sąsiadkę z pokoju, Kalinę.
 - Kala! Gdzie jesteś?! - krzyczał ktoś z parteru. Zrobił to tak nagle, że aż się wzdrygnęłam, przestraszona.
 - Spokojnie, to tylko inni, którzy też tu mieszkają. Chociaż jakbym to nie ja cię znalazła, to nie wiem, czy nie skończyłbyś jako obiad. Oni zjedzą wszystko - zaśmiała się dziewczyna, schodząc po schodach. Gdybym tylko mogła zaśmiałabym się z nią.
 - Królik? Skąd go masz? - zapytał jeden ze starszych chłopaków.
 - Znalazłam biedaka na korytarzu - uśmiechnęła się, po czym usiadła na kanapie, kładąc mnie na kolanach. - Przypomina mi Klarę. Te uszy, mają identyczne.
 - To obraza, czy komplement?
 - Stwierdzenie.
 Po chwili w pokoju zrobiło się pełno, otaczało mnie z pięć osób. Każdy mnie głaskał lub po prostu się na mnie patrzył, a do tego wszyscy rozmawiali tylko o tym “króliku”.
 - Co z tym królikiem? Przecież nie można mieć tu zwierząt... - stwierdziła Kalina, po jakiś dziesięciu minutach.
 - Jest pewnie Klary - powiedział chłopak, który dopiero co przyszedł. - Najwyraźniej ma jakiś fetysz do królików…
 W tym samym momencie wpadłam na pewien pomysł. Zeskoczyłam z kolan Kali i wybiegłam z pokoju, a właściwie to wykicałam. Nikt nie zdążył nawet wstać, kiedy byłam już na zewnątrz. Starając się utrzymać jak najbardziej na poboczu, biegłam w stronę szkoły, mając nadzieję, że spotkam tam Agę. To była moja jedyna nadzieja w tej chwili.
 Stanęłam dopiero na dziedzińcu, zmęczona długim biegiem. Rozbawiło mnie trochę to, w jaki sposób oddychałam - Mój oddech urywał się co pół sekundy, nie mogłam się przez to skupić na niczym poza nim. Jednak, gdy tylko zza ścian budynku szkoły, wyłonił się kot, łudząco przypominający moją przyjaciółkę, starałam się uspokoić. Na szczęście Aga wyłapała mnie spośród tłumu i podbiegła do mnie, a oby dwie poszłyśmy na tyłu dziedzińca.
 Co się stało? - chciałam powiedzieć, zapominając o tym, że nie mogę mówić. Rozejrzałam się, próbując wymyślić, jak mogłabym porozumieć się z Agą. Zupełnie jak wtedy, gdy trafiłam na Chinkę w KPC, też nie wiedziałam jak się z nią dogadać. Wtedy użyłam kartki, ale teraz… Piasek! Przecież można na nim coś napisać!
 Jak by to napisać… W skrócie…
 “WTF?” - wyryłam to na ziemi, prawie nieczytelnie. Aga prychnęła, jakby śmiejąc się z tego, co napisałam.
 “Nie wiem. Skłamał?” - odpisała poniżej. Jej też się ciężko pisało łapą. Zdecydowanie wolę mieć kciuk.
Mimo że nie napisała kto, doskonale wiedziałam, że chodziło jej o Dean’a. Kontynuowałam naszą dziwną wymianę zdań, w duchu błagając, żebyśmy się z powrotem w ludzi i mogły rozmawiać normalnie.
 “Myślisz, że zostaniemy tak na zawsze?”.
 Wystraszyłam się na samą myśl. Co jeśli mam rację? Nie wrócimy do postaci człowieka? Skończę jako mięso nadziewane farszem i podane na obiad dla dzieci niejadków, które będą mnie dźgać widelcem, aż w końcu zostawią i wsypią mnie do miski psa, a wtedy Mikołaj mnie zje… Bo on zamienił się w psa, nie? Ciekawe jak wygląda pod tą postacią…
 Nagle poczułam szturchnięcie w bok. Była to Aga, bijąca mnie swoim ogonem. Zauważyła, że się rozkojarzyłam, ale lepiej jej nie wspominać, że myślałam w tym momencie o jej bracie.
 “Nie. Raczej.” - podkreśliła swoje słowa łapą, zirytowana.
 “Ja też nie. Co teraz?”.
 Gdy to napisałam, poczułam ostry ból w kościach. Upadłam na ziemię, a Aga zaraz po mnie. Czułam jakby kości mi wybuchały, a sierść wtapiała mi się w topiącą się przez jakiś kwas skórę. Zamknęłam oczy i zacisnęłam zęby, żeby przetrwać jakoś ten ból. Po chwili ustąpił, ale wciąż bolało mnie całe ciało.
 - Klara! - głos przyjaciółki obił mi się echem po głowie.
 Mój obecny stan przypominał kaca, migrenę, a to wszystko po wypadku samochodowym, w którym prawie śmiertelnie oberwałam. Jednak tak nie było, a po otwarciu oczu zobaczyłam, że nic się ze mną nie stało, poza tym bólem.
 - Wróciłyśmy… - uśmiechnęłam się, przypatrując się swoim kciukom, które w końcu do mnie wróciły.
 - Tak. Nie chcę przeżywać tego jeszcze raz, już nigdy - zaśmiała się, chodź wiedziałam, że mówi to na poważnie.
 - No… - odparłam tylko.
 - Możesz wstać? - zapytała z troską, pochylając się nade mną. Chwyciłam ją za rękę, którą wystawiła w moją stronę i podniosłam się, wciąż obolała.
 - Czy to tylko mnie bolało?
 - Mnie mniej. Nie wiem, czemu - odpowiedziała.
 - Ale boli… - westchnęłam. - Pomożesz mi dojść do pielęgniarki? Proszę?
 - Ach, tak, już - chwyciła mnie pod ramię i przeszłyśmy kawałek.
Wchodząc do środka szkoły, wpadłyśmy na kogoś. Na szczęście Aga zdołała nas utrzymać.
 - Klara twój kró… Co ci się stało? - tym kimś okazała się Kalina. Co ona robiła w szkole? Przecież była w “domu”…
 Kalina była jedną z nielicznych osób, które chodziły do liceum z naszego domu dziecka. Właściwie, to dopiero zaczęła, była w pierwszej klasie. Większość osób było o wiele lat młodszych, uczyły się w gimnazjum, podstawówki, czy też przedszkola. Zdarzały się przypadki, bardzo nieliczne, że już za niemowlaka, trafiało się do sierocińca. Takie przypadki jak ja.
 - A… Nic ważnego. Mój co? - próbowałam odwrócić jej uwagę, jak i innych wpatrujących się w nas z zaciekawieniem studentów.
 - Twój królik. Wiesz, że nie wolno mieć zwierząt, nie?
 - Ale ja nie mam królika - odpowiedziałam wręcz automatycznie.
 - Czyli czyj to był? - zapytała, ale nie wiem czy bardziej mnie, czy siebie.
 - Nie wiem, o czym mówisz - oznajmiłam. - A teraz wolałabym już pójść do gabinetu pielęgniarki. Pomogłabyś mi? Aga i tak już bardzo mi pomogła.
 - Aga? Ach, to ty? Jestem Kalina - blondynka uśmiechnęła się do mojej przyjaciółki, po czym podeszła bliżej, żebym mogła się jej podeprzeć.
 - Miło poznać. To ja już… ten, pójdę, nie? - Aga uśmiechnęła się niepewnie, po czym otworzyła drzwi.
 - Gdzie idziesz? Zostań - odparła, jakby z zawodem w głosie.
 - Nie mogę… Yyy… Brat! Tak, on potrzebuje pomocy, w matmie, ode mnie, jest przygłupi, więc no… Cześć  - pomachała i uciekła. Chyba nie lubi rozmawiać z ludźmi, takie przynajmniej odniosłam wrażenie.
 - No nic. To co, powiesz mi, co się stało? - spytała ponownie Kalina, podtrzymując mnie za ramię i powoli kierując się w stronę gabinetu.
 - Mówię przecież, że nic takiego. Wszystko w porządku.
 - Nie wygląda. Jakbyś miała jakiś problem, z chłopakiem na przykład, może cię… Źle traktuje? - spytała niepewnie, jakby bała się mojej reakcji.
 - Żartujesz?! - wystraszyłam się na samą myśl, że ktoś mógł tak pomyśleć. - Ja nawet nie mam chłopaka! Nawet jakbym miała, to nie pozwoliłabym się tak traktować, co ci w ogóle przyszło do głowy…
 - Tak tylko... - przerwała mi w połowie, skruszona. Wzięła oddech i mówiła dalej, ze spuszczoną głową. - Tylko tak mówiłam. Wiesz, może ty nie uważasz tego miejsca za dom, ale wiele z nas uważa cię za siostrę. Martwimy się…
 Z tymi słowami stanęłyśmy pod drzwiami mojego pokoju. Otworzyłam zamek i weszłyśmy do środka, nic nie mówiąc. Kalina nakierowała mnie na łóżko, gdzie chwilę później usiadłam. Siadając, znów poczułam ostry ból, przez co wciągnęłam powietrze i głośno je wydmuchałam.
 - Na pewno wszystko ok? Przynieść ci coś?
 - Poradzę sobie - odparłam trochę zbyt oschle, niżbym chciała. Nie planowałam być niemiła, po prostu natłok atrakcji dzisiaj i do tego jej słowa… Nie miałam czasu ani siły, by nad tym wszystkim myśleć.
 - Dobra, to cię zostawiam - nie dało się nie zauważyć, że posmutniała, a jej głos zrobił się jeszcze cichszy niż wcześniej.
 - Przepraszam, Kal. Ja po prostu... po prostu jestem zmęczona. Dzięki za pomoc - odparłam i opadłam na poduszki, nie mogąc się powstrzymać przed zamknięciem oczu..
 - Spoko - westchnęła tylko i wyszła z pokoju, cicho zamykając za sobą drzwi.
 Mimo bólu, jaki wciąż odczuwałam, przypomniało mi się o jutrzejszym sprawdzianie, do którego w ogóle się nie uczyłam. Podniosłam się i usiadłam do biurka, zastanawiając się jakim cudem się nie wywróciłam. Wyjęłam z szafki książki i zaczęłam się uczyć. Nagle przypomniała mi się klasa gimnazjum, gdzie razem z Weroniką zastanawiałam się, po co nam na przyszłość pierwiastki.
 A po co mi filozofia?

[Agnieszka]

 Wróciłam do domu z zamiarem wzięcia długiej kąpieli i przemyślenia niektórych spraw. Niestety nie było mi to dane.
   Shit!, pomyślałam wracając do domu. Przecież Kropidłowski ma sprawdzać algebrę... O ile uwielbiam matmę, to algebry nienawidzę... Dobra, najwyraźniej będę musiała pocierpieć przed kąpielą...
  Zasiadłam przed biurkiem i otworzyłam podręcznik od matmy.
  Równanie x jest równe pierwiastkowi trzeciego stopnia...
  Echh... Ale jestem zmęczona...
  Jeśli funkcję y podzielimy przez iloczyn równania...
  Chyba nic się nie stanie jak się tylko chwilę prześpię...
  Zadanie 3. Oblicz x, skoro y jest równe...
  Już prawie zasypiam... Przez uchylone powieki zobaczyłam coś dziwnego. Litery zaczęły się... przesuwać? Przetarłam powieki pod, którymi czułam piasek. Czy ja już śpię? Nie...
  Litery i cyfry zaczęły się zamieniać miejscami i formować się w zdania. Dotknęłam lekko stron książki. Czy ja śpię? Nie wydaję mi się... To zbyt realne... Litery formowały się powoli w słowa.
  Witam państwa. Dziś przemawiam do Was w dość nietypowy sposób, nie mówię do Was osobiście. Jak mogliście się zorientować, przez chwilę zamieniłem Was w zwierzęta... Niestety było to konieczne... Nie rozumieją Państwo, że oto chodzi w Wielkiej Grze?! Zawiodłem się na Państwu... Na szczęście już ochłonąłem i z powrotem jesteście ludźmi. Radzę Państwu się już nie buntować i życzę powodzenia w pierwszym zadaniu.
  Nagle litery stały się znowu równaniami i zadaniami. Zbyt zmęczona, by cokolwiek jeszcze myśleć, zasnęłam.