20 stycznia 2017

Zwierzęcy Instynkt - Rozdział 12

[Mikołaj]

   Siedziałem sam w pokoju, jak i w domu. Rodzice zapewne byli w pracy, a Aga wybyła z samego rana. Wyszła o 9, pytając mnie, czy nie chcę z nią “łaskawie” iść, ale odmówiłem. Nawet nie wiedziałem, gdzie poszła, pamiętałem tylko, że chodzi o trzecie zadanie. Po tym, jak mi nagadała wczoraj zdziwiłem się, że w ogóle do mnie znowu zagadała.
   Nie potrafiłem zrozumieć, co się stało wczorajszego dnia. Jak przez mgłę pamiętam całą sytuację w sklepie i… ucieczkę Klary. Nie byłem zbyt dobry w zbyt długim rozmyślaniu na jeden temat, ale od niej nie mogłem uciec myślami nawet na chwilę. Dlaczego tak bardzo nie chciała, byśmy do niej poszli? Nie wierzyłem, żeby była bezdomna, nie wyglądała na taką. Co ja bredzę, ona jest za ładna, na pewno nie mogłaby mieszkać pod mostem, nie dopuszczałem do siebie nawet takiej myśli. Nie zmienia to jednak faktu, że wciąż nie wiedziałem, co się z nią dzieje, kiedy nie jest z nami ani w szkole. To tak strasznie irytowało, ale nie mogłem przecież na nią naciskać. A może właśnie powinienem?
   Nie potrafiłem się skupić ani wymyślić czegoś konkretnego. Moje myśli wciąż krążyły wokół tej jednej dziewczyny… no, może dwóch.
   Ostatnie czego się wczoraj spodziewałem to wizyta Oli. A tym bardziej nie przewidziałem jej słów. Doskonale pamiętam, jak zerwała ze mną od tak, jakby to co budowaliśmy przez 3 lata było niczym. Bo ma innego... Jakim prawem mogła tak po prostu wrócić i myśleć, że chcę ją z powrotem? Mimo wszystko ją kochałem, dlatego to zabolało mnie najmocniej.
   Po naszym zerwaniu pojawiły się te cholerne uszy, a po tym Klara… i wracamy do punktu wyjścia.
   Westchnąłem, podnosząc swoje ciężkie dupsko z wyra. Podniosłem z ziemi jakąś wymemłaną koszulkę i ją na siebie założyłem, bo to teraz siedziałem w samych bokserkach. Domyślałem się jednak, że w reszcie domu nie jest tak przyjemnie ciepło jak u mnie. Sięgnąłem z szafki nocnej klucz i go zabrałem, przy okazji zwalając coś na podłogę. Kiedyś się podniesie…
Zaraz po tym otworzyłem sobie drzwi i wyszedłem z pokoju, kierując się na dół. Byłem głodny, no i… przydałoby się wziąć prysznic. Lekko mówiąc, śmierdziałem. Będąc w kuchni od razu podszedłem do lodówki i wyciągnąłem z niej parówkę z plastrem sera, którym ją obtoczyłem. Poszedłem do salonu, zapominając o planach umycia się i włączyłem TV. Przełączałem kanały póki nie znalazłem czegoś ciekawego i po prostu zacząłem się lenić.
Nie wiem ile minęło czasu, odkąd zacząłem oglądać film. Możliwe, że godzina, ale w pewnym momencie usłyszałem głos swojej siostry. Nie pochodził on jednak z żadnego z pokoi w domu.
   Moja biedna frekwencja…
   Chwilę musiałem sobie przemyśleć, co usłyszałem. Na pewno znów przypadkiem czytałem w myślach.
   Zaśmiałem się pod nosem, kiedy dotarło do mnie, co powiedziała. Czyżby moja nienaganna w szkole siostrzyczka poszła na wagary? Teraz już wiem, czym ją pomęczę jak wróci. O ile się do siebie odezwiemy.
   Musiałem przyznać, że przez to nieznacznie poprawił mi się humor. Ogólnie, nie byłem już taki wyprany z emocji jak rano. W tym samym momencie film, który oglądałem dobiegł końca, a na ekranie wyświetliły się napisy. Westchnąłem, wstając z kanapy i wyłączając z ociąganiem telewizję. Pora wziąć prysznic, śmierdzielu…

***


   Zacząłem się zastanawiać, czym tak właściwie są te “myśli”. Ciekawiło mnie, czy mógłbym to kontrolować, panować nad tym. To by było coś niezwykłego. Jednak… co jeśli te myśli nie były z przypadku? Słysząc myśli dziewczyn czasem czułem, jakby dawały mi wskazówkę. Nie one same, w końcu nie robiły tego specjalnie, ale… To było zbyt skomplikowane.
   Minęło mi kilka minut na rozmyślaniu o dziwnych przebłyskach czytania w myślach. jakkolwiek by tego nie nazwać. Nawet nie zwróciłem uwagi. kiedy woda pod prysznicem zrobiła się zimna. Szybkim ruchem zakręciłem kurek. Otworzyłem drzwiczki od kabiny, wyciągając za nie rękę i zabierając czysty ręcznik. Oplatając go sobie wokół bioder, wyszedłem spod prysznica. Omal się nie poślizgnąłem, kiedy w tym samym momencie usłyszałem kolejną nie moją myśl.
   Cholera, skubane są!
   To znów był głos Agnieszki, przepełniony pewnością siebie, ale i zmęczeniem. Brzmiała mniej więcej tak, jak maratończyk, dobiegający do mety - usatysfakcjonowany, ale wykończony.
   Pokonam je!
   Z kim ona walczy?
   Nie podobało mi się to, co usłyszałem. Brzmiała na pewną siebie, ale to jednak… jednak moja siostra. Nagle narodził się we mnie niepokój, jakby miało się coś jej stać. I Klarze.
   Postanowiłem szybko się ubrać i za nimi pójść, co było trochę idiotyczne, w końcu nie wiedziałem dokładnie gdzie są. Ścieki, tyle wiedziałem, w końcu to było trzecie zadanie. Ten fakt nie dawał mi za dużo biorąc pod uwagę, że niekończący się labirynt pod miastem.
    A jednak poszedłem.
   Chwilę później stałem już przed drzwiami w koszulce, bluzie i lekko opadających przez ogon spodniach, przekręcając w zamku klucz. Schowałem klucze do kieszeni i wyszedłem na chodnik, ale… co dalej? Jak mam je znaleźć, jak w ogóle miałem wejść do sieci kanalizacyjnej? Nie brzmiało to zachęcająco, ale musiałem.
   Poszedłem wzdłuż chodnika próbując wymyślić coś konkretnego, coś, co mi by pomogło. Już nawet przestałem zwracać uwagę na gapiów, którzy nie mogli odciągnąć wzroku od moich psich uszu czy ogona. Od czasu do czasu się rozglądałem, czekając na jakiś cud, ale nic takiego oczywiście się nie pojawiło. Po kilku minutach dotarłem do starego rynku. Szedłem brzegiem ulicy, póki nie trafiłem na słupki odgradzające miejsce budowy od reszty ulicy. Spojrzałem na to niezbyt przychylnie, po czym przewróciłem oczami i się odwróciłem, wracając skąd przyszedłem. Po chwili jednak coś mi zaiskrzyło i popatrzyłem jeszcze raz w stronę budowy. Stało tam kilku mężczyzn, z czego jeden był na powierzchni tylko w połowie. Okrągła pokrywa leżała obok na bruku, a obok niej jakiś łom. Jednak bardziej zwróciłem uwagę na mężczyznę, który wychodził właśnie z dziury w ziemi.
   Nigdy nie sądziłem, że będę się cieszył na myśl, że jakaś dziura prowadzi do śmierdzących ścieków i zaraz tam wejdę.
- Mikołaj! - usłyszałem nagle.
   Ten głos… Na chwilę porzucając plany rzucenia się na robotników byleby tylko wpuścili mnie do środka, spojrzałem w jej stronę Za mną stał nie kto inny, jak Ola. Jakim cudem ją tutaj spotkałem?
   Nie miałem na nią jednak teraz czasu. Ani chęci na chociażby rozmowę. Dlatego, choć może wyglądało to jak ucieczka przed dziewczyną, podbiegłem w stronę wejścia do kanału kanalizacyjnego. Mężczyzna, który wychodził był już praktycznie na powierzchni, dlatego wykorzystałem okazję. Nim ktoś zdołał mnie złapać, wskoczyłem do środka. Robotnicy krzyczeli coś w moją stronę, ale nie na tym skupiłem się w tamtej chwili. Lecąc te kilkanaście metrów w dół modliłem się o to, żeby złapać drabinkę i nie spaść, bo wtedy to nie dziewczynom przydałaby się pomoc. Na szczęście, choć raz coś poszło po mojej myśli.
- Uff… - nie mogłem powstrzymać westchnienia ulgi.
- Chciałeś się, chłopie, zabić?! - usłyszałem z góry wrzask, prawdopodobnie jednego z pracowników.
- Wracaj tu, będą przez ciebie kłopoty! - krzyknął inny.
   Nie wiem dlaczego, ale miałem ochotę się zaśmiać. Te słowa przypomniały mi mamę z dzieciństwa i jej wieczne jęczenie o to, że przeze mnie ma same kłopoty. Myślałem, że z tego wyrosłem.
   Tłumiąc cichy śmiech, usłyszałem kolejną myśl, tylko tym razem Klary.
   Co oni tu robią?
   Od razu spoważniałem i zacząłem schodzić po drabince w dół. Kto się tam pojawił, co się działo - te pytania zaczęły zaprzątać mi głowę tak bardzo, że nie zwracałem uwagi nawet na smród w kanałach. Nie miałem daleko do ziemi, więc chwilę później już stałem na nogach.
   Wyobrażałem sobie to zawsze trochę… mniejsze. Za to te tunele były szerokie i wysokie, że nie musiałem się schylać przy chodzeniu ani martwić, czy zaraz nie wpadnę do “wody”. Jednak najbardziej martwił mnie fakt, że z każdego korytarza wychodziły z jakieś cztery kolejne. To utrudniało sprawę dość mocno.
   Zacząłem iść tak jak podpowiadał mi instynkt, albo łudząc się o łut szczęścia. Szedłem prosto, czasem skręcając, czy wołając imię którejś z dziewczyn. Oczywiście nie dostałem odpowiedzi. Ciekawiło mnie, jak daleko jesteśmy, czy w ogóle mam jakąś szansę je znaleźć i się nie zgubić.
   Dopiero kiedy usłyszałem dziwny hałas, stanąłem w miejscu. Krzyk przerażenia rozniósł się echem po kanałach, a po ciele przeszły mi dreszcze. Nie wiedziałem nawet kiedy ruszyłem biegiem w stronę tego wrzasku. Byłem przekonany, że to były one i to było najgorsze. Bałem się o nie. Kiedy ja się tak do nich przywiązałem?
   Po kilku minutach zatrzymałem się, nie wiedząc już gdzie iść. Oparłem się o ścianę, biorąc głębszy wdech. Pode mną znajdował się tylko beton, w który bezmyślnie wlepiłem wzrok.
- Cholera! - walnąłem z frustracji pięścią w ścianę. - Gdzie jesteście…
   Ja nie chcę tak skończyć…
   Klara.
   Jej głos się łamał... Była taka przerażona, bezsilna.
   W tamtym momencie, słysząc ją w takim stanie, przysiągłem sobie, że zabiję osobę, która do tego doprowadziła.
   Podniosłem się, czując niewyobrażalną złość. Adrenalina zlikwidowała zmęczenie poprzednim biegiem.
   Kiedy tylko usłyszałem najmniejszy dźwięk, ruszyłem w jego stronę. Nieważne, że mogło to być tylko echo idącą w innym kierunku, to była moja jedyna poszlaka. Syk, jakby z bólu roznosił się wszędzie, będąc z lewej po chwili słyszałem go z prawej. Słyszałem stłumiony szloch, ale równie dobrze mógł być po prostu daleko i sprawiać wrażenie stłumionego przez odległość. Czułem, że jestem coraz bliżej, jednak ciągle za daleko.
   Mikołaj...
   To była Klara, jednak byłem zbyt zaabsorbowany, żeby teraz nad tym myśleć. Chciałem ją po prostu znaleźć…
   Skręciłem kolejny w korytarz, ale jak ich nie było, tak nie ma dalej. Mimo to wciąż wierzyłem, że zaraz je znajdę. Nie chciałem przestać w to wierzyć. Dlatego przy każdym kolejnym zakręcie, czy korytarzu przyspieszałem kroku
   Wtedy to zobaczyłem.
   Wyłaniając się zza ostatniego skrętu zobaczyłem leżącą pod ścianą Klarę. Nie zastanawiałem się ani chwili, tylko podbiegłem do chłopaka nad nią i odciągnąłem jak najmocniej. Brunet zatoczył kółko wokół własnej osi i przeturlał się gdzieś dalej, zbyt szokowany, żeby zareagować. Jednak nie nim się przejąłem.
   Spojrzałem jeszcze raz na dziewczynę. Leżała, podpierając plecami ścianę i nie kontaktując. Była naga, brudna i miała zakrwawione ręce. Nie ciężko było się domyśleć, co chciał z nią zrobić tamten kutas.
   Niewiele myśląc, zdjąłem z siebie bluzę i narzuciłem na ciało dziewczyny. Wzdrygnęła się, jednak nie zareagowała bardziej. Po prostu leżała, jakby martwa, choć żyła.
   Odsunąłem się od niej, widząc, że tamten już wstał. Warknąłem, niczym rasowy rottweiler, choć nie miałem tego w zamiarze. Chciałem temu typowi po prostu wjebać.
- Ojojoj, piesek się wkurzył - zaśmiał się szyderczo brunet, podtrzymując się jedną ręką ściany, drugą trzymając się za brzuch. Po chwili spoważniał. - Wracaj do budy, Reksio.
   Jeszcze raz wyrwało mi się warknięcie, na co się zaśmiał. Nie mogłem znieść jego perfidnego uśmieszku… Nie po tym, co widziałem.
    Ruszyłem w stronę stojącego kilka metrów dalej chłopaka. Ten się zaśmiał, jednak jeszcze wtedy nie zrozumiałem o co chodzi. Dopiero gdy miałem go uderzyć, zatrzymała mnie inna pięść wymierzona prosto w mój brzuch. Poleciałem trochę do tyłu, ale zdołałem utrzymać się na nogach.
   Nie po to tyle ich szukałem, żeby dać im się teraz pobić…
   Niemal od razu się podniosłem, choć bolało niemiłosiernie i walnąłem chłopaka obok mnie. Niezbyt na to zareagował i zamachnął się na mnie, jednak uniknąłem kolejnego ciosu. Walka między nami trwała kilka dobrych chwil, a my w tym czasie lekko się przesuwaliśmy. Wykorzystałem okazję, kiedy po raz kolejny ścisnął dłoń w pięść i ruszył nią w moją stronę. Uchyliłem się przed tym atakiem, jak przed poprzednimi, po czym go popchnąłem. Chłopak zachwiał się, a jako że staliśmy prawie przy samym nurcie ścieków, wpadł do środka.
   Odwróciłem się z powrotem do tamtego bruneta, jednak nie było go w miejscu, w którym stał niedawno. Zacząłem szukać go wzrokiem, aż znalazłem - kucającego przy Klarze i szepczącego jej coś do ucha z kpiącym uśmieszkiem. Zagotowała się we mnie ogromna, nieustająca złość i nie panując nad swoim ciałem, po prostu rzuciłem się na chłopaka. Syknął niczym wąż, kiedy przyparłem go do podłogi i dopiero wtedy zrozumiałem, skąd go znam. Przecież to były gady.
   Nie mogłem się opamiętać, prałem go po twarzy bez najmniejszej przerwy, póki jego twarz przestała w ogóle przypominać twarz. Dopiero wtedy przestałem, lekko zmachany, próbując uspokoić oddech łapczywymi wdechami.
- Oj.. jej… Zmęczyła się, psinka? - mimo że ledwo mówił, okropnie przy tym chrypiąc, nie mógł powstrzymać się od kąśliwej uwagi.
   Nie dałem się jednak sprowokować, choć może po prostu byłem zbyt zmęczony, żeby to zrobić i ostatni raz walnąłem go w twarz. Uśmiech jednak nie znikł z jego twarzy ani na moment, ale zanim zdążyłem nad tym dłużej pomyśleć zostałem od niego odciągnięty. Nie zdążyłem nawet zobaczyć, kto to zrobił, tylko padłem na ziemię. Czyjś mokry but kopnął mnie tak mocno, że aż czułem jak żebra łamią się pod naciskiem. Odleciałem na bok.
   Mimo to, wstałem.
- Ugh, nieznośny jesteś - warknął ten, co mnie kopnął.
   Po chwili zorientowałem się, że to chłopak, którego wepchnąłem do wody. Patrzył na mnie z chęcią mordu wypisaną na twarzy, jednak ja musiałem wyglądać podobnie pod tym względem. Chłopak miał całe przemoczone, brudne ubrania, na co nawet z takiej odległości się skrzywiłem.
- Łukasz - odezwał się nagle chłopak leżący pod ścianą. - Dość.
- Chyba nie sądzisz, że go… - zaczął, ale nie dane było mu skończyć.
- Wracamy - powiedział stanowczo.
   Po jego słowach oczy niemal wyszły mi z orbit.
- Myślisz, że pozwolę ci teraz uciec? - spytałem drwiąco.
- Ja to wiem - stwierdził pewny siebie, na co miałem ochotę przywalić mu jeszcze raz. - Chyba że chcesz, żeby twoja siostrzyczka się wykrwawiła…
- Co? - spytałem zszokowany, od razu szukając wzrokiem Agnieszki.
- W czasie, kiedy wesoło wyżywałeś się na mojej twarzy chyba nie zauważyłeś, jak ktoś podcina jej żyły… Ups - powiedział z udawanym wstydem.
- Zabiję cię - warknąłem, podchodząc szybko do siostry.
- Ta, ta, może kiedyś... - powiedział, powoli znikając w ciemności, panującej w innym korytarzu. - Nie obraź się, ale nie powiem ci do zobaczenia, sam rozumiesz.
   Zignorowałem to co powiedział, na co prychnął i zniknął razem z tamtym drugim. Przyjrzałem się siostrze, jednak po cięciu na tyle głębokim, żeby mogła się wykrwawić nie było śladu. Wykiwał mnie! Mimo to cieszyłem się, że choć była w takim samym stanie jak Klara, kiedy ją znalazłem, nie stało jej się coś więcej. Ścisnąłem zęby, powstrzymując się przed kolejnym atakiem wściekłości. Zdjąłem z siebie koszulkę i ignorując chłód, który owiał moje plecy, założyłem ją na Agnieszkę.
- Ty nawet nie lubisz tego koloru - prychnąłem, uśmiechając się lekko i patrząc na jej niczego nieświadomą twarz.
   Czułem ulgę, że nic jej nie jest. To dziwne, że myśli się o tak głupich szczegółach jak ulubiony kolor w takich chwilach.
   Po chwili wstałem z klęczek i podniosłem nieprzytomną Agę tak, by opierała się o moje ramię. Nie należała do najlżejszych osób, ale nie chciałem nad tym rozmyślać w tej chwili. Podszedłem z nią do Klary, która też wyglądała na nieprzytomną.
   Jak ja miałem je obie zanieść do domu? Nawet nie wiedziałem, gdzie jestem!
   Kucnąłem, opierając Agnieszkę delikatnie o ścianę. To była cholerna prawda, że się zgubiłem, szukając dziewczyn dosłownie w każdym kącie kanałów. Do tego nie mogłem ich obu udźwignąć.
   Przeniosłem wzrok z powrotem na Klarę. Oddychała płytko i nierówno. Wyglądała tak bezbronnie, leżąc jedynie w mojej bluzie. Przy jej zmrużonych oczach powoli zasychały łzy, pomieszane z brudem. Coś mnie podkusiło i starłem z jej twarzy resztki łez. Wzdrygnęła się i spojrzała na mnie, przytomna i przestraszona. Zaraz zabrałem rękę, przecież nie o to mi chodziło. Była już bezpieczna.
- Mikołaj… - szepnęła niemal niesłyszalnie, jakby nie dowierzała, że tu jestem. - Ja… Próbowałam, ale… Ja naprawdę…
- Cii - starałem się ją uspokoić, widząc, że oczy znów zachodzą jej łzami. - To moja wina, gdybym z wami poszedł wy nie… Przepraszam. Teraz jesteś bezpieczna, przyrzekam.
   Nie sądziłem, że stać mnie na taką szczerość. Przy niej czułem się inaczej, jakbym mógł powiedzieć jej wszystko i to w każdej chwili, nawet tej, mimo że o to nie prosi. To było przyjemne uczucie, jakby ulgi.
- Wróćmy do domu - powiedziała tylko, przed ponownym zamknięciem oczu.
- Tak, wróćmy.

***

[Klara]

   Próbowałam otworzyć oczy, ale powieki były lekko posklejane. Podniosłam do nich obolałą dłoń i przetarłam, co pomogło. Musiałam zamrugać kilka razy, żeby przyzwyczaić się do światła.
   Byłam w jakimś pokoju, którego nigdy wcześniej nie widziałam. Słońce raziło zza okien, mimo rolet, rozsuniętych do połowy okien. Leżałam na łóżku, które miało naprawdę miękki materac, przykryta cienką kołdrą. Mimo jej grubości było mi gorąco, nawet trochę za bardzo. Dopiero po chwili zorientowałam się, że to przez termofor, który miałam pod nogami.
   Kto…?
   W jedną chwilę przypomniałam sobie wszystko sprzed tego jak zemdlałam. Naszą wyprawę, a raczej jej zakończenie. Kamila, jego chudy, wijący się język, kiedy oblizywał usta wygięte w kpiarskim i obleśnym uśmiechu na mój widok. Jego gadzie spojrzenie i ohydny dotyk, który czułam na sobie do teraz. Pamiętałam wszystko aż zbyt dokładnie.
   Ledwo powstrzymałam odruch wymiotny, widząc przed sobą obraz z tamtej chwili. Złapałam się ręką za usta i zamknęłam mocno oczy, siadając na łóżku. Przy tym przez przypadek zrzuciłam termofor na ziemię, co zrobiło niewielki hałas, który jednak ktoś usłyszał.
- Klara? - usłyszałam chwilę później zza drzwi.
   To był Mikołaj. Miał taki miły, przyjemny dla ucha głos, jednocześnie spokojny i uspakajający. Ogarnęłam się, z powrotem otwierając oczy i patrząc w stronę powoli otwierających się drzwi.
   Usiadłam skulona, opierając plecy o ścianę i przykrywając się kołdrą po czubek nosa, czekałam aż wejdzie. Nie chciałam, żeby patrzył na mnie w takim stanie, ale… widział mnie już w gorszym. Wszystko widział. Było mi tak wstyd, tak strasznie wstyd, kiedy stanął w framudze, nie wiedząc, czy może wejść dalej czy nie. Wydawał się zmieszany, ale nie bardziej niż ja, kiedy na oczy cisnęły mi się łzy, które tak bardzo starałam się powstrzymać. Z mokrych włosów chłopaka skapywały kropelki wody prosto na koszulkę, ale nie wyglądało, żeby się tym przejmował, przypatrując mi się uważnie.
- Cieszę się, że nic wam nie jest - powiedział nagle, przerywając ciszę.
- Uratowałeś nas - przypomniałam mu, jednak chyba nie był zadowolony z odpowiedzi. Posmutniał, patrząc na ścianę obok nas. - Co jest?
   Zabawne, że w tamtym momencie martwiłam się, widząc jego smutną minę bardziej, niż o swój stan. Chciałam go pocieszyć, mimo że sama potrzebowałam wsparcia.
- Gdybym poszedł z wami od razu, nic by się nie stało - stwierdził, ale ja tylko pokręciłam głową.
- Tego nie wiesz. Nawet gdyby tak było, nie zmienia to faktu, że nam pomogłeś.
   Chłopak spojrzał znów na mnie, zaskoczony, ale po chwili lekko się uśmiechnął.
- Ta - mruknął. - Masz rację, a mimo to…
- Ugh, nie zaczynaj znowu - zaśmiałam się, a on razem ze mną. - Powiedz mi lepiej, gdzie macie prysznic, czy coś.