13 czerwca 2016

Zwierzęcy Instynkt - rozdział 3

Hej, tu już trzeci rozdział zwierzęcego!
Jeśli macie jakieś uwagi to podzielcie się nimi w komentarzu i nie przedłużając, zapraszam do czytania ^^

Rozdział 3
 
[Klara]


   Co tu robi nasz szef? - zadałam sobie pytanie w myślach i czułam, że za chwilę poznam na nie odpowiedź.
   - Witam! - ciepły, niski głos mężczyzny poniósł się echem po ciemności. - Nazywam się Dean Johnson, może mnie znacie, może nie. Nie to jest teraz ważne! Pewnie zastanawiacie się, skąd u was te dziwne… cechy wyglądu zwierząt - tu przerwał na chwilę, pozostawiając nas w niepewności. Zaczęłam drżeć z ciekawości, kiedy w końcu przemówił - Otóż… Zostaliście wciągnięci do pewnej gry. Razem z uszami, skrzydłami, łuskami, czy innymi tego typu rzeczami, dostaliście także nowe umiejętności… Taki sam wygląd lub podobny do was mają jeszcze dwie osoby. Czyli łącznie, w jednej grupie będzie was trójka! Razem jest siedem drużyn: ssaki, ptaki, ryby, płazy, gady, owady i gryzonie.
   Opowiadał o tym jakby zafascynowany całym tym przedsięwzięciem. Zastanawiało mnie tylko po co to wszystko? I jak on tego dokonał?
   - Założę się, że większość z was pomyślała, o co w tym chodzi, prawda? Chcielibyście pozbyć się tych zwierzęcych rzeczy na waszych ciałach? Odpowiedź jest prosta! Wystarczy wygrać! Jak wcześniej napomniałem, jest to gra, w której bierzecie udział. Wygraną jest powrót do waszej dawnej postaci!
   Ucichł, a ja wciągnęłam głośno powietrze. Zapanowała przerażająca cisza, a ciemność wydawała się coraz ciemniejsza.
   - ...o co tu chodzi?
   - Wypuście nas stąd!
   - ...braciszku? Chcę do domu…
   - ...żartujesz sobie z nas prawda?
   - Co mamy zrobić, by wygrać?
   Po tym pytaniu wszystkie krzyki ucichły. Johnson uśmiechnął się i rozejrzał się wokoło.
   - Dobrze, że ktoś wreszcie o to zapytał! Tylko na to czekałem! Lecz… teraz nie czas na to, by poznać odpowiedź. Myślę, że możecie już wrócić, do przerwanych czynności… Resztę wam opowiem na następnym spotkaniu.
   Mimo wielu pytań, które nagle zgromadziły się w mojej głowie, nie miałam okazji ich zadać. Ciemność zniknęła tak samo szybko, jak się pojawiła, a zewsząd dobiegły nas głosy ludzi w… barze?
   Rozejrzałam się dookoła. Razem z Agnieszką stałyśmy pod drzwiami KPC. Pomyślałam, że mogłam sobie to tylko wyobrazić, ale Aga również wyglądała na zdezorientowaną, co znaczyło tylko jedno.
   To wszystko zdarzyło się naprawdę.
   W milczeniu wyszłyśmy na zewnątrz. Było już ciemno, a na niebie słabo migotały gwiazdy. Zapach świeżego powietrza otrzeźwił mnie trochę. Dalej nie mogłam uwierzyć w to, co się stało. To było takie nierealne i mimo że byłam tego świadkiem… Wciąż myślałam, że to tylko moja wyobraźnia. Może tak nie myślałam, ale gdzieś w środku miałam nadzieję, żeby tak było.
   - To nie była nasza wyobraźnia, prawda?

[Agnieszka]


   - No nie wiem... Ty też to widziałaś prawda? To raczej nie była wyobraźnia, to było zbyt realne... - zamyśliłam się.
   W milczeniu skinęła głową. Jedno ucho miała teraz wysoko w górze, a drugie oklapłe, tak jakby się nad czymś zastanawiała.
   - Myślisz... myślisz, że on mówił na poważnie? - powoli dobierała słowa - Mam na myśli tą grę... Czy on... Czy on naprawdę chcę zrobić coś takiego? Po co to wszystko?
  Sama chciałam to wiedzieć. Czerpie z tego radość? No nie wiem... - zastanawiałam się.
  - Nieważne jak, ale chcę to wygrać... - oznajmiłam Klarze. Spojrzała na mnie nieprzytomnym wzrokiem.
  - Po co? - zapytała, lekko ruszając lewym uchem.
  - Nie tylko po to, by pozbyć się tych uszu i ogona, ale... No sama pomyśl, co się może stać z tymi, co przegrają? Nie mam dobrych przeczuć... To musi mieć jakieś głębsze dno...
  - Co masz na myśli? - moja przyjaciółka zmarszczyła czoło.
  - Ech, Mam przeczucie... Mam przeczucie, że tych, którzy przegrają nie puści tak po prostu...
   - Ciekawe, kto jest u nas tą trzecią osobą, co? - ni stąd ni zowąd Klara zmieniła temat - Może znamy tą osobę?
   - Może... - bąknęłam tylko.
  Klara zamyślona spoglądała gdzieś daleko. Nagle pojawił się przed nią słup, którego zdawała się nie zauważać.
  - Uważaj słup! - wrzasnęłam, ale ona już po prostu... przez niego przeniknęła. Najwyraźniej nie zdała sobie z tego sprawy.
  - O co chodzi? - zwróciła się do mnie.
  - Ty... ty... Jak ty to zrobiłaś? - zająknęłam się.
  - Ale co? - spytała patrząc mi w oczy.
  - No przez ten słup... Ty przez niego tak... Przeniknęłaś i...
  Odwróciła się i spostrzegła słup.
  - Ja? Przeniknęłam? Nie gadaj...
  Podeszła do niego i spróbowała ponowić to co udało się jej wcześniej, ale się jej oparł i wydał pusty dźwięk.
  - Nie... Nie potrafię drugi raz! - stwierdziła Klara płaczliwym tonem.
  Zmarszczyła czoło. Czyli zrobiła to nieświadomie? Johnson wspominał coś o jakiś nowych umiejętnościach... Czyli chodziło mu o to?
   - Sądzę, że to jedna z tych umiejętności... Tylko, że zrobiłaś to nieświadomie... - oznajmiłam, ale Klara chyba mnie słuchała. Nadal rozpaczliwie próbowała przejść przez słup, ale to było bezcelowe.
   - Chodź... - pociągnęłam ją od tyłu za koszulę - Tak swoją drogą... Gdzie ty mieszkasz?
   - Och? - bardzo niechętnie odeszła od słupa - A nieważne, dojdę sama.
   - No dobra, to tutaj się rozdzielimy - oznajmiłam, szczerząc zęby - To był długi dzień...
   - Tak - przyznała Klara - no to... cześć! - uścisnęła mnie na odchodnym i skręciła w prawo.
   Popatrzyłam jeszcze, jak odchodzi i szurając nogami wróciłam do domu. Przeprowadziłam się do niewielkiego domku niedaleko tego skrzyżowania, więc moja droga nie trwała dłużej, niż dziesięć minut. Całą trasę rozmyślałam o Johnsonie, grze i spotkaniu.
   Kiedy wróciłam do domu rzuciłam koszulę na wieszak i weszłam po schodach na górę. Mama siedziała w sypialni i czytała z okularami na nosie. Miała długie, czarne włosy, splecione teraz w warkocz. Była dość wysoka i wokół jej brązowych oczu formowały się kurze łapki.
  Gdy mnie zobaczyła uśmiechnęła się.
  - Co ty masz na głowie? - spytała, rozbawiona.
  Serce zabiło mi mocniej. Zapomniałam założyć czapkę...
  - A, to... zmusiłam się do uśmiechu - ... to takie uszka do ozdoby... Szef kazał nam je nosić...
  Proszę, żeby nie zobaczyła ogona - modliłam się w myślach.
  - Rozumiem... Są całkiem urocze - stwierdziła przyglądając się im z zainteresowaniem - Wyglądają jak prawdziwe...
  - Wiesz co? Nawet dobrze poszła mi ta mowa - stwierdziłam, pragnąc jak najszybciej zmienić temat.
  - Cieszę się - mama uśmiechnęła się i spojrzała mi w oczy - I co, poznałaś jakiś przyjaciół?
  Przypomniał mi się Damian i jego paczka. Od razu moje samopoczucie spadło.
  - Tak, poznałam Klarę, pracuje ze mną w KPC.
  - To dobrze... Chciałabym żebyś miała przyjaciół... Zawsze wszystko robiłaś sama...
  - Oj, mamo... - prychnęłam i wyszłam z pokoju.
 Zapukałam do pokoju brata. Zero odpowiedzi. Zdziwiłam się, bo zazwyczaj mi otwierał. Zapukałam ponownie, ale efekt był ten sam.
  - Mikołaj? Otwórz, chcę ci coś pokazać!
  Zero reakcji.
  - No, dobra, skoro ty nie otwierasz, to ja otworzę! - naparłam na drzwi, ale one były zamknięte. Co jest? - przecież on się tak nigdy nie zachowywał...
  Obok mnie przeszedł tata. Ojciec był wysoki i szczupły. Iskierki w jego zielonych oczach zawsze wesoło migotały. Miał pokręcone, brązowe włosy, które nigdy nie układały się tak jak chciał.
   - Ola go rzuciła, biedaczysko - stwierdził, kiwając głową - No wiesz, związek na odległość nie jest dobrą sprawą... Załamał się i siedzi tu cały boży dzień i nikogo nie wpuszcza...
  Pokiwałam w zrozumieniu głową. Myślał, że Ola była tą ,,jedyną”, więc musiał to strasznie przeżyć...
  Postanowiłam mu nie przeszkadzać i poszłam do mojego pokoju. Było to duże pomieszczenie z podestem, na którym stało łóżko. Cała jedną ścianę zajmował wielki regał z książkami, a i tak niektóre się tam nie mieściły. Pod oknem znajdowało się wielkie biurko, na którym stał komputer, ale nawet mi się nie śniło, żeby go odpalać. Rzuciłam się w ubraniu na łóżko i już niewiele myśląc, zasnęłam.


[Klara]
   Po tym jak weszłam do budynku od razu skierowałam się do kuchni. Pracować w miejscu gdzie sprzedaje się kurczaki i chodzić głodnym… Ironia losu, prawda? Głowa bolała mnie jeszcze od sprawdzania tego słupa, ale postanowiłam to zignorować. Zignorować nadprzyrodzone moce, mądrze….
   Nikogo po drodze nie zobaczyłam, nie dziwne zresztą. Było dość późno. Może to i dobrze - pomyślałam. Musiałam przemyśleć parę spraw, a obecność kogoś tylko by mi to uniemożliwiła.
   Jak zwykle, kiedy nad czymś myślałam, musiałam coś robić w między czasie. Zazwyczaj było to rysowanie lub pisanie opowiadań, ale dziś zaczęłam gotować. Jako że byłam jedną z starszych osób, mogłam korzystać z kuchni sama, a nie brać tylko gotowe obiady. Dzięki temu przywilejowi przynajmniej nie musiałam wracać o określonej porze, żeby coś zjeść, co naprawdę ułatwiało życie.
   Nie wiedziałam co robię, póki nie skończyłam. Zapach ciasta rozniósł się po wszystkich piętrach. Kiedy się skapnęłam, co tak naprawdę robię było już za późno. Szarlotka była gotowa, ale mi apetyt przeszedł.
   Wiedząc, że nie zjem choć najmniejszego kawałka, chciałam wstawić wypiek do lodówki albo oddać go opiekunkom, ale powstrzymał mnie czyiś głos.
   - Stój! - niewysoka dziewczynka podbiegła do mnie i zabrała mi ciasto. - Nie chcesz tego zjeść póki ciepłe?
   Spojrzała na mnie zdziwiona. Uśmiechnęłam się przyjaźnie, a po chwili zaśmiałam się, zdając sobie z czegoś sprawę.
   - No co? - dziewczyna prawie ściskała talerz, chyba myśląc, że mogę go zabrać.
   - Zapomniałam, przecież tu mieszkają same głodomory - zaśmiałam się raz jeszcze, ale nastolatka zrozumiała, o co mi chodziło.
   - Zobaczysz, zaraz wszyscy się zejdą i będziesz musiała upiec jeszcze jeden jabłecznik - odwzajemniła mój uśmiech.
   Dziewczyna zaczęła przeszukiwać szuflady w celu znalezienia czegoś do pokrojenia, a kiedy w końcu jej się to udało wzięła jeden kawałek na mały papierowy talerzyk i usiadła przy stole. Niby nie można było jeść po omówionej porze, ale czasem zdarzały się wyjątki, takie jak ten.
   Miałam już iść do pokoju, gdy na schodach wpadłam na kolejną osobę. O mało się nie wywróciłam, na szczęście w porę złapałam barierkę.
   - O kur… Sorki, ale poczułem ciasto i się spieszyłem - usłyszałam nad sobą niski, męski głos.
   - Taa, ja je upiekłam. Jak chcesz, to weź kawałek - wyminęłam chłopaka i weszłam na piętro.
   Kiedy w końcu znalazłam się w swoim pokoju, pierwsze co zrobiłam to poszłam pod prysznic. O tyle dobrze, że każdy miał swoją łazienkę. Tylko kuchnia była jedna, a pokoje podwójne. Choć ja mieszkałam sama. Na początku miałam współlokatorkę, ale po ukończeniu osiemnastu lat musiała opuścić nasz “dom” i  ułożyć sobie życie gdzie indziej. Nie wiedziałam, jak jej się wiedzie, ale miałam nadzieję, że jej się udało.
   W czasie prysznica nie myślałam o niczym. Dopiero kiedy wyszłam i przebrałam się w pidżamę, przypomniała mi się sytuacja z dzisiaj. Nie wiedziałam, co robić, byłam w rozsypce. Czy to może mieć głębsze dno, jak to powiedziała Aga? Co się stanie jak przegramy grę, której zasad nie znamy?
   Z takimi myślami poszłam do łóżka, choć jeszcze długo nie mogłam zasnąć. O dziwo, ogon jakoś bardzo nie przeszkadzał.

4 komentarze:

  1. Bardzo fajnie piszecie, ale mam jedną radę: zacznijcie odpowiadać na komentarze, bo dzięki temu czytelnicy wiedzą, że nie macie ich gdzieś.
    Pozdrawiam
    Kot

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, dziękujemy :) Z odpowiedziami, postaramy się zaraz szybciutko nadrobić, bo teraz ledwo , co miałyśmy czas wstawić posta :) Ale teraz już nauki nie ma, więc poodpowiadamy :)

      Usuń

Spodobało się? Zrób nam tą przyjemność i zostaw komentarz. Jeśli nie wiesz, co napisać, wklej tutaj swój ulubiony fragment rozdziału :)